Rozmowa z dr n. med. Elżbietą Puacz – Prezes Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych.
Stoi Pani Prezes na czele Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych. Jak wielu członków posiada Izba na dzień dzisiejszy oraz jakie zadania wypełnia sama Izba?
Krajowa Izba Diagnostów Laboratoryjnych jest samorządem zawodowym, powołanym na podstawie ustawy o diagnostyce laboratoryjnej z dnia 27 lipca 2001 r. Drugim aktem prawnym jest art. 17 Konstytucji RP umożliwiającym tworzenie samorządów zawodowych dla zawodów o bardzo ważnym znaczeniu dla dobra publicznego. I takim dobrem publicznym jest zdrowie.
Praca diagnosty laboratoryjnego ma ogromne znaczenie dla zdrowia pacjentów, dlatego wzorem innych zawodów medycznych - lekarzy, pielęgniarek i położnych, aptekarzy - także diagności 16 lat temu utworzyli swój samorząd, potwierdzając tym samym, że jesteśmy zawodem zaufania publicznego, a nasza praca służy ogólnemu dobru. Nasze zadania określa wspomniana ustawa. Głównym jest nadzór nad jakością diagnostyki laboratoryjnej, następnie prowadzenie ewidencji osób wykonujących zawód diagnosty laboratoryjnego, czyli sprawdzanie pod względem kwalifikacji i wykształcenia, czy dana osoba może być diagnostą, dbanie o przestrzeganie zasad odpowiedzialności zawodowej, czemu służy działanie sądów dyscyplinarne i rzecznika odpowiedzialności zawodowej a także reprezentowanie diagnostów laboratoryjnych we wszystkich pracach legislacyjnych.
Samorząd czuwa też nad podnoszeniem kwalifikacji swoich członków w toku kształcenia podyplomowego i tak zwanego kształcenia ciągłego. Obecnie w ewidencji KIDL zarejestrowanych jest ponad 15 tys. osób, które posiadają prawo wykonywania zawodu diagnosty laboratoryjnego. W tej grupie są osoby bezrobotne (jest to obecnie około 600 osób), na urlopach wychowawczych, emeryci i ci, którzy wyjechali zagranicę w celu poszukiwania pracy w zawodzie wykonywanej w godnych warunkach i za dobre wynagradzanie. Stąd diagnostów laboratoryjnych pracujących w Polsce mamy około 10 tysięcy. Rynek laboratoryjny jest dużym rynkiem w zakresie ochrony zdrowia.
O jakich kwotach rocznie możemy mówić w skali kraju? Przecież praktycznie każdy z nas ma do czynienia ze służbą zdrowia, a co za tym idzie, duża grupa pacjentów poddaje się badaniom. Są w tym zakresie jakieś statystyki?
Niestety nie ma w Polsce żadnego rejestru badań laboratoryjnych, ani ewidencji kosztów wydatkowanych na badania laboratoryjne. Samorząd zawodowy wielokrotnie mówił, że nie ma w Polsce wyceny badania laboratoryjnego, tak jak ma to miejsce w każdym innym państwie Europy. Nie ma wytycznych, czy dane badanie może wykonać diagnosta z tytułem specjalisty czy bez, albo posiadający dodatkowe uprawnienia, np. z zakresu badań serologii transfuzjologicznej. Do tej pory Ministerstwo Zdrowia nie zrobiło tego, co powinno zostać wykonane 25 lat temu.
Bez centralnego rejestru badań laboratoryjnych panuje w tej dziedzinie całkowita wolna amerykanka. Nikt nie wie, ile badań zostało wykonanych, kto je zlecał, jakie rodzaju badania zostały wykonane, a jakie pominięto. Świadczenia z zakresu diagnostyki laboratoryjnej zostały włączone - bez wyceny - do świadczeń wykonywanych przez lekarza i w związku z tym lekarze otrzymują w swoich kontraktach pieniądze na badania laboratoryjne, ale nigdzie nie jest określone jakiego rzędu są to kwoty. Pewnym miernikiem wartości rynku medycznych usług laboratoryjnych mogą być dane z NFZ, który wycenia je (nie wiem na jakiej podstawie) na ok. 3 miliardy zł, trzeba jednak pamiętać, że jest to koszt tylko około 50 proc. badań, bo drugie tyle płacą pacjenci wykonując badania na własny koszt. W tej sytuacji jedynym miernikiem statystycznym wysokości choć części wydatków na diagnostykę laboratoryjna są koszty odczynników przekazane przez EDMA – (europejskie stowarzyszenie producentów i dystrybutorów odczynników do badań). To jest niewielka część nakładów, bo są przecież jeszcze aparaty, koszt utrzymania laboratoriów itd. Jednak na podstawie tego wycinka jesteśmy w stanie oszacować, że na koniec 2015 r. na każdego statystycznego Polaka koszt odczynników był równy 8 euro. Przy średniej z 27 państw Unii Europejskiej i Turcji 18,9 euro. To daje nam trzecie od końca miejsce w tej grupie krajów europejskich. Dla porównania u naszych sąsiadów Czechów jest to ponad 14 euro, a w Szwajcarii, która plasuje się na pierwszym miejscu, 45,5 euro. To pokazuje, jak mało badań jest u nas wykonywanych. I pośrednio wskazuje na brak profilaktyki, czyli wczesnego wykrywania chorób.
Nakłady finansowe idą na farmakoterapię, czyli na leczenie, a nie na zapobieganie chorobom. A wiadomo, że lepiej i taniej jest zapobiegać, niż leczyć. Także w mapach zdrowotnych przygotowanych obecnie przez Ministerstwo Zdrowia diagnostyka laboratoryjna nie została uwzględniona, tak jakby MZ nie widziało udziału medycyny laboratoryjnej w całym procesie diagnostyczno-terapeutycznym. W innych państwach jest to oczko w głowie rządzących, ponieważ aż 80 proc. decyzji lekarskich zapada w oparciu o wyniki badań laboratoryjnych. Wyniki badań laboratoryjnych są podstawą prawidłowo prowadzonej profilaktyki i diagnozowania pacjentów. U nas tego nie ma. Laboratoria najczęściej kojarzą się ze szpitalami czy punktami pobrań.
Część z tych placówek jest publiczna a część prywatna. Czy są jakieś różnice w świadczonych usługach?
Laboratoria kojarzą się pacjentom ze szpitalami, ale to tylko część tego typu placówek. Zawsze było tak, że nawet przy niewielkich ośrodkach zdrowia działały medyczne laboratoria diagnostyczne. Brak wyceny powoduje, że lekarze POZ traktują badanie laboratoryjne jako własny koszt, więc ograniczają zlecanie ich do minimum.
Drastyczny spadek liczby badań z jednej strony, a oferowanie przez duże sieciowe laboratoria dumpingowych cen z drugiej, sprawia, że w miejsce lokalnych niewielkich laboratoriów blisko pacjenta i lekarza powstaje gęsta sieć punktów pobrań, skąd materiał wożony jest do wielkich laboratoriów, w których pacjent jest anonimową próbką. Transport materiału bez prawidłowych warunków jak czas czy temperatura, wpływa bardzo niekorzystnie ma jakość przewożonego materiału powodując jego nieprzydatność diagnostyczną.
Niepokojące jest, że także szpitale rezygnują z posiadania własnych placówek. Outsourcing laboratoriów szpitalnych odbywa się w Polsce na ogromną skalę – już co czwarty szpital nie ma własnego laboratorium, bo przekazał je firmom zewnętrznym a przez to stracił kontrolę nad jakością świadczonych badań laboratoryjnych.
Jakie zagrożenia wynikają z tego stanu rzeczy? Czy odbija się to na jakości bądź prawidłowości wykonywanych badań, a co za tym idzie na wiarygodności wyników?
Zastępowanie laboratoriów punktami pobrań jest bardzo niekorzystne, ponieważ na wiarygodność wyniku wpływa wiele czynników, w tym czas, jaki upływa od momentu pobrania próbki do chwili wykonania badania, warunki przechowywania i transportowania materiału. Na przykład analiza moczu powinna zostać wykonana w ciągu godziny od momentu pobrania, maksymalnie dwóch, ale wtedy z zaznaczeniem, że próbka stała na zewnątrz. Jeśli czas jest dłuższy, próba musi być przechowywana w specjalnych warunkach, żeby materiał zachował wartość diagnostyczną.
To samo dotyczy wielu innych badań, w których jeśli chce się prawidłowo oznaczyć dany analit, surowica powinna być natychmiast odwirowana od krwi. Także transport może źle wpłynąć na jakość próbki, nawet przy tak podstawowym badaniu jak morfologia krwi. Każdy wstrząs sprawia, że komórki pękają i następuje rozpad komórek, hemoliza i próbka nie nadaje się do badania. Dlatego samorząd zawodowy diagnostów laboratoryjnych jednoznacznie mówi, że badanie musi być wykonane jak najszybciej i że każdy transport wpływa niekorzystnie na jakość wyniku.
Przykre jest to, że w Polsce nie ma żadnego nadzoru publicznego nad transportem materiału, także nie ma nadzoru nad częścią preanalityczną, czyli od momentu pobrania materiału od pacjenta do momentu dostarczenia do laboratorium. Dlatego powrót laboratorium ambulatoryjnego blisko pacjenta i lekarza jest korzystny dla pacjenta i jakości świadczonych usług. Jeśli zaś chodzi o laboratoria szpitalne, to KRDL uważa, że powinny one stanowić integralną część szpitala, a pracujące w nim osoby podlegać bezpośrednio dyrekcji danej jednostki. Badanie laboratoryjne jest bowiem niezbędną częścią świadczenia medycznego realizowanego w ramach opieki szpitalnej, a współczesna diagnostyka laboratoryjna ze względu na swoją złożoność wymaga coraz ściślejszej współpracy lekarza z diagnostą laboratoryjnym w doborze i interpretacji wyników badań. Jeśli szpital w ramach kontraktu NFZ odpowiada za całe świadczenie medyczne i zdrowie pacjenta, to musi także odpowiadać za jakość badań laboratoryjnych, na podstawie których wykonuje potem cały proces diagnostyczny i terapeutyczny danego pacjenta. Nie można mówić, że laboratorium przynosi straty dla szpitala. A brak wyceny powoduje, że ta działalność medycznych laboratoriów jest traktowana jako koszt a nie przychód szpitala. W innych państwach badania są oddzielnie kontraktowane i szpitale chcą mieć w swoich strukturach laboratoria i to z dużym zakresem badań, które wykonują je także dla najbliższych lekarzy ambulatoryjnych (POZ).
W Polsce są szpitale, w których właściwie rozumie się rolę i znaczenie laboratorium. I te laboratoria mają bardzo wysoką jakość badań a diagności aktywnie współpracują z lekarzami szpitala w opiece nad pacjentem. Niestety są one obecnie w odwrocie, bo jak wspomniałam już co 4 laboratorium szpitalne jest outsourcingowane, a w woj. pomorskim odsetek ten sięga aż 58 proc.
W związku z tym staramy się przekonać Pana Ministra Radziwiłła o konieczności wprowadzenia następujących przepisów:
• określających wycenę badań,
• kontraktowanie bezpośrednie badań z NFZ,
• umiejscowienie medycznych laboratoriów diagnostycznych jako integralnej części szpitala,
• wprowadzenie kryterium geograficznego uwzględniającego odległość ambulatorium podmiotu leczniczego od medycznego laboratorium diagnostycznego,
• wprowadzenie nadzoru publicznego w postaci Głównego Inspektoratu Medycyny Laboratoryjnej wydającego zezwolenia na prowadzenie medycznego laboratorium diagnostycznego po spełnieniu wymogów prawnych, kadrowych i jakościowych.
Na koniec. Każdy z nas robił sobie kiedyś badania i najczęściej skojarzenia idą w tym kierunku, że badania robi obsługa pielęgniarska. Czy to dobre skojarzenie? Pielęgniarka zwykle pobiera materiał w szpitalu, w laboratoriach i w punktach pobrań robią to diagności lub technicy analityki medycznej, czyli osoby posiadające prawidłowe wykształcenie medyczne i uprawnienia do pobierania materiału od pacjenta. To co dla wyniku badania jest tak samo ważne jak pobranie i dostarczenie materiału do laboratorium to tzw. faza analityczna, czyli dobór metody diagnostycznej, wykonanie badania i jego interpretacja laboratoryjna w porównaniu z rozpoznaniem i innymi badania laboratoryjnymi. Tu istotna jest wiedza, w tym właściwe medyczne wykształcenie osoby wykonującej badanie i autoryzującej je.
Nie można roli diagnosty sprowadzić jedynie do czysto technicznych czynności. Rolą diagnosty jest także współpraca z lekarzem zlecającym badanie, a jeśli diagnosta laboratoryjny jest zatrudniony w szpitalu, jego udział w pracy zespołów do spraw zapobiegania i kontroli zakażeń szpitalnych, polityki antybiotykowej, żywienia pozajelitowego czy czuwanie nad narastaniem lekooporności wśród izolowanych drobnoustrojów. Szpital zatrudniając diagnostę laboratoryjnego, który ma odpowiednie przygotowanie do tego typu działań nie tylko nie traci, ale zyskuje. W szpitalu powiatowym, w którym kilka lat temu byłam kierownikiem laboratorium i ściśle współpracowałam z lekarzami, zużycie antybiotyków po pół roku spadło o 60 procent. To są wymierne oszczędności dla szpitala. Nie mówiąc już o poprawie zdrowia pacjentów. W tej sytuacji trudno mi zrozumieć, że praca diagnosty – osoby po trudnych studiach medycznych, nieustannie podnoszącej swoje kwalifikacje – jest tak nisko wyceniana. Młody diagnosta po studiach zarabia najniższą krajową. Z tego musi opłacić koszt specjalizacji. Nic dziwnego, że młodzi, świetnie wykształceni (a mamy jeden z najlepszych na świecie system kształcenia analityków medycznych) diagności laboratoryjni wyjeżdżają zagranicę w poszukiwaniu pracy. To są realne straty dla szpitala, a nie działalność laboratoriów, która w kosztach szpitala stanowi zaledwie 3-5 proc. wszystkich nakładów. Tu traci cała Polska i każdy z nas już jako pacjent albo za chwilę potencjalny pacjent.
Czy nasz Kraj na to stać?
Czy nam Polakom nie należy się właściwa opieka świetnie wykształconych w naszych uczelniach medycznych diagnostów laboratoryjnych? Zawsze zadajemy jako samorząd to pytanie rządzącym, którzy zmieniają się na przestrzeni 16 lat i już tyle lat czekamy na odpowiedź. Tylko dlaczego na tym traci najbardziej Pacjent?
Rozmawiał Piotr Żołądkowski