Cyfryzacja, która przyspieszyła przez pandemię, pokazuje nam jakich umiejętności wśród pracowników będą szukać pracodawcy. Obnażyła też dużą lukę kompetencyjną w przemyśle, która polskich przedsiębiorców już stawia pod ścianą, a inwestorów zagranicznych może zacząć odstraszać. Dodatkowo, ostatnie miesiące pokazały, że polska gospodarka błyskawicznie odbudowuje się po pandemii, a pracodawcy już narzekają na niedobór wykwalifikowanych kadr. Bez poważnej reformy szkolnictwa zawodowego i technicznego, Polska przegra wyścig w obszarze wysokorozwiniętego przemysłu.
Rynek polski do tej pory postrzegany był bardziej jako rynek taniej siły roboczej i tanich technologii niż wysokorozwiniętego przemysłu, który wymaga kompetencji. Zagraniczni inwestorzy lokowali u nas najczęściej produkcję, do której wystarczyło przyuczenie przy maszynie. Produkcję wykorzystującą zaawansowane technologie, wymagające zupełnie innych umiejętności i kompetencji od pracowników, lokowano na Zachodzie, np. w Niemczech, gdzie kształcenie zawodowe i techniczne było oczkiem w głowie każdej kolejnej ekipy rządzącej i przedsiębiorców. U nas przez wiele lat zostało całkowicie porzucone.
30 lat systemowych zaniedbań
Na początku lat 90. w Polsce zaczął się boom na kształcenie wyższe. Szkolnictwo zawodowe straciło na znaczeniu. Także za sprawą tego, że w Polsce zaczęto lokować tanie technologie wymagające obsługi prostych maszyn. Firmy, które wcześniej zaopatrywały szkoły zawodowe w maszyny i umożliwiały przeprowadzenie praktyk, przestały w nie inwestować, bo nie potrzebowały pracowników z kwalifikacjami. Potrzeby dostosowania programu edukacji w szkołach zawodowych nie widzieli też rządzący. I tak, kształcenie zawodowe i techniczne stało się nieadekwatne do obecnych potrzeb rynku. Pandemia, która przyspieszyła cyfryzację, pokazała, że świat zmierza w kierunku wysokocyfrowego przemysłu, na który nasz rynek dzisiaj kadrowo nie jest gotowy. - Teraz, kiedy przestaliśmy być rynkiem taniej siły roboczej i tanie procesy przestają mieć rację bytu, widać jak powiększa się luka kompetencyjna. Przed pandemią, to było pudrowanie noska, ale teraz potrzebna jest poważna operacja plastyczna. Bez modyfikacji systemu kształcenia trudno będzie w Polsce rozwijać przemysł wysokiej technologii. Sami przedsiębiorcy sobie z tym nie poradzą, a pracowników zwyczajnie nie stać na prywatne kursy podnoszące kwalifikacje zawodowe, które kosztują kilka tysięcy złotych – mówi Joanna Rutkowska, Dyrektor HR agencji zatrudnienia Trenkwalder Polska.
Potrzeba ciągłego kształcenia
Oprócz zmian systemowych w edukacji zawodowej, potrzebna jest większa elastyczność do zmiany zawodu, zmiana podejścia pracowników do swojego rozwoju związana z dążeniem do ciągłego kształcenia, zdobywaniem umiejętności w konkretnych obszarach. Widoczny boom na przekwalifikowanie się, który ma związek z przedłużającą się pandemią może nie wystarczyć. Ogólnoświatowy rozwój przemysłu wysokocyfrowego wymaga od pracowników umiejętności obsługi maszyn cyfrowych, umiejętności czytania rysunku technicznego. To często wymaga też znajomości języka angielskiego, na poziomie, który pozwoli porozumieć się z taką maszyną. - Widzimy coraz większy popyt na umiejętności obsługi maszyn, ale nie fizycznej, a przy monitorach. Prowadzimy obecnie rekrutacje na operatorów i programistów CNC, automatyków, techników utrzymania ruchu dla inwestorów zagranicznych z obszaru przemysłu wysokorozwiniętego. Możemy takich inwestorów przyciągnąć do Polski więcej, ale potrzebujemy więcej wykwalifikowanych pracowników na naszym rynku – podkreśla Joanna Rutkowska.
Zawody z perspektywą
Już od kilku lat obserwujemy, że wykształcenie wyższe (szczególnie to dające wiedzę ogólną) przestaje być już gwarantem kariery zawodowej i dobrych zarobków. W wielu przyszłościowych zawodach wcale nie musi być wymagane przez pracodawców. Na rynku pracy coraz bardziej liczą się konkretne umiejętności. Z jednej strony to kompetencje techniczne, znajomość mechaniki, elektroniki, mechatroniki, automatyki, rysunku technicznego i programowania maszyn, wymagane w zawodach takich, jak operator i programista CNC, automatyk, technik utrzymania ruchu, ale też spawacz, czy operator wózka widłowego. Opłaca się zdobywać umiejętności w zawodach technicznych, bo widełki płacowe wynoszą od 4 500 zł do nawet 7 000 zł brutto.
Po drugiej stronie mamy umiejętności miękkie i zawody, w których komputer jeszcze nas tak szybko nie zastąpi. To zawody wymagające kontaktu z drugim człowiekiem, jak np. fryzjer, kosmetyczka, psycholog, lekarz, pielęgniarka, ratownik medyczny czy rehabilitant. Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na zawód rehabilitanta. Podobnie, jak na Zachodzie, także u nas społeczeństwo się starzeje. W 2020 roku, tzw. wskaźnik starości demograficznej wyniósł 18,6 proc. (w 1990 roku osoby w starszym wieku stanowiły 10 proc. ludności). Przyrost naturalny spadł do - 122 tys., a grupa osób w wieku 65+ zwiększyła się o 173 tys. osoby do wielkości ponad 7,1 mln. Poza tym, coraz więcej pracy wykonujemy siedząc – czy to przed monitorem laptopa, czy przed monitorem maszyny w fabryce. Popyt na rehabilitację, będzie więc wzrastał. Niestety, także w zawodach tzw. opiekuńczych, widać lukę kompetencyjną i braki kadrowe, spowodowane latami zaniedbań w rozwoju tych zawodów oraz ich promocji.
Źródło: Trenkwalder Polska