- Taka sytuacja jest bardzo prawdopodobna, ponieważ od ubiegłego roku niewiele się nie zmieniło. W Odrze algi występują, na znacznej jej długości, w tym w starorzeczach, zasolone ścieki nadal są odprowadzane do rzeki, a lato zapowiada się gorące – mówi wprost prof. Krzysztof Lejcuś z Instytutu Inżynierii Środowiska UPWr, który z ramienia UPWr pracuje w zespole powołanym przez władze województwa dolnośląskiego, który ma monitorować stan rzeki. I, jak podkreśla naukowiec, zespół to robi wraz z zespołami z pozostałych odrzańskich województw: bada jakość wody na całej długości Odry oraz kondycję organizmów, które w niej żyją. – Ale my jako naukowcy stawiamy tylko diagnozę, bo tylko to możemy, od leczenia jest rząd, a niestety od samego mówienia, że pacjent jest chory nikt jeszcze nie wyzdrowiał – podkreśla prof. Lejcuś.
Skutki ewentualnej katastrofy będą mniej widoczne
Naukowiec UPWr dodaje, że jeśli katastrofa na Odrze tego lata się powtórzy, to jej skala będzie mniejsza. Głównie dlatego, że choć ryby do Odry wróciły, przypłynęły z jej odpływów, kiedy rzeka stała się dla nich wystarczająco odpowiednia dla ich przeżycia, jest ich mniej.
- I są mniejsze, co może okazać się korzystne. Kiedy bowiem doszłoby do kolejnego skażania rzeki, mniejsze ryby mają większą szansę na przeżycie, gdyż wykorzystując nawet niewielką głębokość wody mogą uciec do któregoś z dopływów Odry. To mądre organizmy, więc jeśli zacznie im brakować tlenu, bądź warunki w wodzie staną się niekorzystne z jakichkolwiek przyczyn, to będą szukały dla siebie lepszego miejsca – tłumaczy dr hab. Monika Kowalska-Góralska z Zakładu Limnologii i Rybactwa.
Rzeka nie zdążyła też jeszcze odbudować pozostałej część swojego ekosystemu.
- To oznacza, że skutki ewentualnej katastrofy będą mniej widoczne, a presja społeczeństwa by coś zmienić mniejsza – mówi prof. Lejcuś.
Pytany co powinno się zmienić podkreśla, że rządzący powinni ograniczyć zrzuć ścieków do rzeki i zobowiązać kopalnie, które produkują najbardziej zasolenie odpady, do ich choć częściowego odsalania.
Nie uczyniono nic, aby zmniejszyć zrzuty kopalnianych wód zasolonych
To jest proces który zajmie lata, ale jak mówi prof. Tomasz Kowalczyk z Zakładu Kształtowania Środowsika i Eksploatacji Systemów Gospodarowania Wodą UPWr przez ostatni rok nie uczyniono nic, aby zmniejszyć zrzuty kopalnianych wód zasolonych. Do rzek dostaje się bezustannie również wiele innych niebezpiecznych substancji w postaci legalnych i nielegalnych zrzutów punktowych, a także powierzchniowych spływów obszarowych.
- Nie ma także realnych planów ochrony wód powierzchniowych na szeroką skalę poprzez masowe wprowadzanie roślinnych stref buforowych na brzegach, a stref bagiennych w zasięgu wody. To wiąże się również z brakiem realizacji programu renaturyzacjii wód powierzchniowych, czy odtwarzaniem terenów mokradłowych – tłumaczy profesor Kowalczyk. Dodaje, że sytuacje pogarsza fakt, że aktualne przepływy w wielu rzekach, w tym w Odrze, są niestety niskie.
- Wydawać by się mogło, że mieliśmy mokrą i zimną wiosnę, ale nawet jeśli, gdzieś spadło więcej deszczu, niż średnia, to ta woda już odpłynęła. A my nie potrafimy jej zatrzymać w środowisku w postaci różnych form retencji rozproszonej, krajobrazowej. Jedynie infiltracja wody opadowej na jak największym obszarze może odbudować zasoby wód podziemnych, a te w największej mierze przyczyniają się do zasilania i stabilizacji przepływów w ciekach. Duża retencja hydrotechniczna się tu nie sprawdza. Tym bardziej nie potrafimy radzić sobie ze skutkami opadów nawalnych, generujących krótkotrwałe, lokalne powodzie i podtopienia.
- W końcu sprawę komplikuje tzw. specustawa odrzańska, w której forsowane są dalsze liczne prace hydrotechniczne na Odrze (realizacja drogi wodnej) i jej dopływach, co doprowadzi do dalszego pogorszenia jej potencjału ekologicznego i tym samym - zmniejszenia odporności rzeki na zanieczyszczenia – podsumowuje naukowiec UPWr.
Złote algi w Odrze są, pytanie czy i kiedy zakwitną
A przypominamy, że to słona woda odpowiada za zakwit złotych alg. Dr Kamil Konowalik z Katedry Botaniki UPWr tłumaczy, że przejście w stan zakwitu powoduje zmianę w sposobie odżywiania alg. W normalnych warunkach jest to glon samożywny i tylko częściowo cudzożywny, natomiast w warunkach stresowych zaczyna w dużej mierze pochłaniać związki organiczne, które pozyskuje m.in. z rozkładających się zwierząt oraz z fagocytozy innych glonów. Poza tym zakwit wpływa również negatywnie na parametry wody, zmieniając jej odczyn, zawartość tlenu, a także innych związków rozpuszczonych w wodzie oraz blokuje światło niezbędne dla innych organizmów. Wszystko to składa się na efekt reakcji łańcuchowej, która raz rozpoczęta jest już praktycznie niemożliwa do zatrzymania.
Ewentualny zrzut substancji, które zwiększą zasolenie wody do rzeki lub też obecność „złotych alg” w zasolonym zbiorniku, z którego woda następnie trafi do Odry plus wysokie temperatury i małe opady deszczu to gotowy przepis na kolejną katastrofę.
– To, że zagrożenie jest wysokie i prawdopodobne sytuacja się powtórzy wiadomo już od kilku miesięcy – mówi wprost dr Kamil Konowalik.